Astrokot - astrolinks, czytanie, koty - Magda Zbyszewska

Astrokot
<i>Mazowieckie koleje krajobrazowe</i>

Mazowieckie koleje krajobrazowe
Na gorąco dzielę się moimi wrażeniami z oddziaływań z kolejami mazowieckimi. Może nie tyle z oddziaływań, ale tym co z tego wynikło.
Po pracy, w której się nieco zasiedziałam wpadłam na dworzec PKP Śródmieście. Była jeszcze minuta do pociągu, a pociągi nie odjeżdżają za wcześnie, jeżeli już to za późno. Nie tak jak autobusy. To jest rzecz pewna i tych pewnych rzeczy jeżeli chodzi o kolej byłoby na tyle. Byłam więc pewna, że zdążyłam. Na peron wjechał pociąg, ale nie ten. To był pociąg do Łowicza, który powinien być na stacji jakieś 20 minut wcześniej. Na tablicach wyświetla się, o której dany pociąg miał być, może żeby mu wstydu narobić.

To był znak. Krystyna Czubówna nr 2 zaczęła delikatnie: "Pociąg ... ... do Radomia przyjedzie z opóźnieniem 10 minut. Opóźnienie może ulec...". Czasem wsiadam w takich okazjach w pociąg w przeciwną stronę, żeby na wcześniejszym Powiślu rozgościć się w tym moim, który na Powiślu jeszcze jest pusty. Tym razem jednak nie było poręcznego pociągu na Powiśle, a 10 minut to i tak trochę niebezpiecznie. A nuż opóźnienie się zmniejszy? O naiwna! Czubówna nr 2 zaczęła swoją najlepszą zabawę. Jak nadchodził zapowiedziany czas przyjazdu opóźnionego pociągu, podawała nowy, większy czas opóźnienia zwiększając je za każdym razem o 10 minut. Na temat następnego pociągu w interesującym mnie kierunku się nie zająknęła, a ten też zaczął być już opóźniony. Dla rozrywki jeszcze rzucała czasem: "Z powodu zakorkowania szlaku na stacji Warszawa Zachodnia pociągi w kierunku zachodnim kursują z kilkuminutowym opóźnieniem"... Proszę?! Kilkuminutowym?! Od czasu do czasu jakiś pociąg miał tak rewelacyjny czas, ale to raczej w przeciwnym kierunku.

Zeźliłam się więc i postanowiłam, że pojadę do Piaseczna autobusem, a jak tam nie będzie czekał na mnie pociąg, to na piechotę pójdę dalej. Od jakiegoś czasu już kusiło mnie, żeby poszukać skrótu z Piaseczna do mojej wsi. Nie jest to proste, bo pomiędzy Piasecznem a moim domem przepływa rzeczka i trzeba trafić na most, albo coś w tym rodzaju. Samochodem próbowałam czasem ominąć korki i kilka razy trafiłam na kładkę. Wtedy była za wąska, ale teraz, na piechotę byłaby w sam raz gdybym ją tylko znalazła. Kiedyś idąc już byłam blisko, czułam to, ale ponieważ było kompletnie ciemno, poszłam mostem, którym normalnie jeżdżę.

W Piasecznie, dla porządku, przeszłam peronem (co akurat jest po drodze) oglądając się z nadzieją za siebie. Na peronie zalegał spory tłumek. Spytałam nawet jednej pani, czy nie było jakichś ogłoszeń o pociągach. "Proszę pani..." - odparła z wyrzutem jakbym sobie z niej żarty robiła. Poszłam więc przed siebie.

Zwiedziona dziesięciominutowo przez Krystynę Czubównę nr 2, rozpoczęłam wędrówkę dość późno, było już szarawo. Na szczęście jest teraz ten okres, kiedy w okolicach Warszawy nie robi się do końca ciemno.
Swoją drogą, zastanawiam się, czy Krystyna Czubówna nr 2 nie jest w rzeczywistości jej nagranym głosem. Never mind, idę dalej.

Przeszłam kawałkiem Piaseczna i zboczyłam w uliczki... Piaseczna, ale o wyraźnie niemiejskim charakterze. Nie do końca zagospodarowane, ale już z latarniami i w większości chodnikami. Nawet ze ścieżką rowerową. Zapuściłam się w rejon potencjalnych skrótów o godz. 21:23 - to istotne żeby wiedzieć jak bardzo nadłożyłam danym skrótem drogi. Kiedy idę tak jak normalnie jeżdżę samochodem, 5km, idę ok. 1 godziny.

Pomimo zmierzchu ciągle mijali mnie biegacza lub ludzie na rowerach. Jedna biegaczka zapytana o kładkę powiedziała, że dobrze idę. Zamierzała coś jeszcze wytłumaczyć, ale w końcu jej się nie chciało. Szłam dalej. W okolice "skrótu" weszłam w innym miejscu niż poprzednio i trochę zanadto odbiłam w lewo, ale ponieważ z jednej strony tego obszaru jest droga do Góry Kalwarii, a z drugiej do Zalesia Górnego, to nie ma szans się zgubić. Obszar jest jednak spory.
Szłam dalej.

Postanowiłam znowu zasięgnąć języka, bo przecież nie chodziło mi o to, żeby trafić na znaną drogę. Językiem tym razem był sympatyczny młody (młodszy ode mnie o jakieś 20 lat, łomatko!) człowiek z sympatycznym rottweilerem. Stwierdził, że jestem pośrodku między drogami na dwie kładki i że chyba w lewo będzie bliżej. Chyba nie miał racji. Opisał przejrzyście jak znajdę kładkę i drogę do wsi. Miałam skręcić w prawo za szkołą. Szkoła, jak już do niej doszłam, nie pozostawiała wątpliwości co do tego, że jest. Szkoła to mało powiedziane. Wyglądała na mały uniwersytet. Rozgałęziający się budynek z kolumnami, które mam ochotę określić jako "rzymskie", chociaż nie wiem dlaczego. Pewnie dlatego, że były jakieś takie monumentalne. Naprzeciwko podupadające kamienice. Jakiś surrealizm wśród lasów i domków jednorodzinnych. Mama chodziła kiedyś do liceum w Piasecznie - może to to? Takie wielkie? Wtedy nie musiało być wielkie, mogło zostać z czasem rozbudowane. Cóż, już jej nie zapytam...

Po minięciu szkoły znowu zrobiło się bardziej leśnojednorodzinnie i znalazła się kładka. Pomyślałam, że te kilkanaście lat temu mogłam kupić działkę w bardziej interesującym miejscu. Szłam dalej i było interesująco. Niewątpliwie doszłam do wsi sąsiadującej z moją. Po jakimś czasie poznałam miejsce - jeździłam tędy samochodem. Tak... to nie był skrót w sensie krótkości. Wiedziałam już gdzie idę, znałam drogę, choć nie znałam tego asfaltu. Tą drogą nie przejechałam już od kilku lat i w tym czasie położono tu asfalt. Ja pamiętam jeszcze urokliwe otoczaki torturujące zawieszenie mojej Coyoty. Otoczaki historyczne, bo jeszcze przedwojenne - mama o nich mówiła.

Droga prowadziła przez las. Usłyszałam pociąg. Raz tylko, więc jest duże prawdopodobieństwo, że pociągi w kierunku Radomia jednak zrezygnowały. Cały czas gdzieś niedaleko w lesie były tory, a ja byłam na razie po ich niewłaściwej stronie. Latarni już nie było, ale wciąż było szaro. Pomyślałam sobie, że zmierzę czas ponownie przed swoją furtką i jak nie przekroczy godziny od poprzedniego pomiaru, to jutro zaatakuję problem ponownie, tylko bardziej na prawo - poszukam tej drugiej kładki. W ciemnościach pływały świetliki. Dawno już ich nie widziałam. Kiedyś widywałam je na swojej działce, ale odkąd są te pieprzone latarnie, to już ich nie widać. Ludzkość to jest ślepa ścieżka ewolucji. Dead end. Część naszego gatunku wzrusza się pięknem przyrody, a część wzrusza się pieniędzmi. Ta druga część doprowadza w końcu do tego, że ta pierwsza nie ma się czym wzruszać. Na szczęście wszyscy kiedyś będziemy tak samo martwi i to napawa optymizmem.

Znowu weszłam w światło - latarnie przy przejeździe przez tory. Wcześniej był most przez rzeczkę, a właściwie jej rozlewisko. Trochę popadało i zrobiła się 5 razy szersza niż zwykle w tym miejscu. Ma tu dość płaskie brzegi. Coś źle pamiętałam. Myślałam, że najpierw będą tory a potem most. Ten most wyłożony otoczakami miał urok, teraz już nie ma. Szkoda, że nie miałam okazji zrobić mu zdjęcia gdy urok miał. No ale miałam okazję go poznać w tej postaci.

Szłam dalej, a w ciemności pokazały się światła samochodu. Zażyczyłam sobie trzeźwych kierowców tej nocy. Chyba byli. Minęły mnie dwa samochody i to z daleka. Przypuszczam, że światła ich reflektorów odbijające się w moich okularach musiały ich nieźle przestraszyć. Dobrze jest czasem czymś błysnąć. Potem już nic się nie działo, tylko czasem świetliki i cały czas aromat lasu. Trochę przypominało mi to jakiś nasz szkolny rajd, na którym nieco się pogubiliśmy i kończyliśmy go w środku nocy. Tylko teraz byłam sama i godzina była jeszcze młoda. W końcu weszłam w wieś. Pod furtką sprawdziłam godzinę - 22:23. Dokładnie godzina! Czyli od wejścia w zabudowę leśnojednorodzinną przeszłam ok. 5km. Przedtem pewnie z kilometr Piasecznem. To nie skrót, ale też nie jakoś strasznie naokoło. No i jak przyjemnie! Czuję się mniej zmęczona niż to było po poprzednim takim przejściu. Najwyraźniej młodnieję:)

Koty wyszły na spotkanie niezdecydowanie. Jakby nie mogły uwierzyć, że jednak trafiłam. Wiedziały jednak cwaniaki, że to ja, bo jakby miały podejrzenia co do autentyczności osoby, to by się pochowały. Podgrzewając zawartość kociej saszetki, pomyślałam sobie, że jakieś 5 lat temu wydałabym w takiej sytuacji ...dziesiąt złotych na taksówkę z Piaseczna. Ha, ha! Niedoczekanie! Teraz na mnie nie zarobią.

Bardzo miły wieczorny spacer. Nawet wściekłość na koleje mazowieckie mi wyparowała, aczkolwiek zgadzam się z Sienkiewiczem, że ... i kamieni kupa.
Wysłany przez: Magda, date: 2014-07-03 00:57:00 , post nr: 14

Skomentuj

Nie mam pojęcia jaki dać
To jest bardzo dobre pod prawie każdym względem, tzn. nie pasuje mi tu tylko pra(?)wnukowo-sienkiewiczowska aluzja, ale ja tak mam. Może warto zrobić - na dole strony (?) - jakieś zastrzeżenie typu 'copyright' bo ktoś ukradnie i pomysł i wciągający styl....
Wysłany przez: Królik, date: 2014-07-07 08:59:37 , post nr: 15 - komentarz do postu nr: 14

Skomentuj

Okrągła rocznica albo inny jubileusz
I to jest pierwszy komentarz ever na mojej stronie! Strona długo na to czekała.
Wysłany przez: Magda, date: 2014-07-09 23:10:37 , post nr: 16 - komentarz do postu nr: 15

Skomentuj