|
Jedz, módl się, kochaj - Bali, Bali i po...
Skończyłam czytać. Trwało długo. Jest z tych książek, które się z
zainteresowaniem czytają, ale nie zmuszają do czytania.
Po przeczytaniu "Kwiatu pustyni" chciałoby się do Elizabeth powiedzieć: "Myślisz, że to Ty masz problem?". Z drugiej strony Waris Dirie nie miała skłonności do depresji i w zasadzie wiedziała czego chce a czego nie chce. Więc może to Elizabeth miała większy problem. W sumie jako studium depresji i radzenia sobie z nią to ciekawe. Trochę ta jej wiara w sploty przeznaczenia i
doznania religijne jest irytująca, ale skoro jej pomaga to cóż... Nikomu tym
krzywdy nie robi, więc niech ma te doznania:-) Pierwszy raz czytałam opowieść kogoś kto był w aśramie i medytował. Na pewno interesujące, choć właśnie najtrudniejsze do przebrnięcia są te jej mistyczne dywagacje. Cóż, lepiej mieć świat duchów niż wpaść w alkoholizm czy narkomanię. Dodatkowo ciekawe jest, że pomimo swojej neurotyczności jest osobą energiczną i przedsiębiorczą... i
niewątpliwie ekstrawertyczną. Ta książka jest tego dowodem - swoją depresję
zamieniła w bestseller. No i ten jej sposób pisania jest fajny i trochę
równoważy nudę dialogów jej umysłu z żołądkiem, czy sercem, czy czymś tam.
Wysłany przez: magda, date: 2011-09-17 11:57:00
|