|
Wiosenny liść Wracałam późnym wieczorem, a może wczesną nocą (z tym letnim czasem to nie zawsze wiadomo). Coyota czekała pod Auchan niemal samotnie. Popadywał deszczyk i dzięki temu umyły się trochę szyby. Coyota pyrkotała, co może oznaczać, że znowu poluzowała się jej rura wydechowa. Gdy dojechałam do domu już prawie nie padało.
Przy otwieraniu bramy moją uwagę zwrócił liść leżący w bramie na podmurówce - błyszczał się bardzo, był jasny, symetryczny i miał dwie czarne błyszczące kropki, które wyglądały jak oczy. "Ten liść wygląda jak ropucha" - pomyślałam. "Chcę wyglądać jak liść" - pomyślała ropucha. Otworzyłam bramę, ale ropucha tkwiła nieruchomo upodabniając się do liścia jak tylko mogła. Zastanawiałam się czy przypadkiem jej nie przejadę. Przy skręcie w bramę mogłabym o nią zahaczyć. Założyłam więc grube zimowe rękawice, które się jeszcze pałętały w kieszeni kurtki, i przymierzyłam się do polowania. Rękawice - bo jak wiadomo - ropuchy w momencie zagrożenia wydzielają z siebie jakąś drażniącą wydzielinę. Takie przynajmniej jest moje przekonanie o ropuchach.
Ropucha najwyraźniej do samego końca była przekonana, że jest liściem i dała się złapać. Może też była zdrętwiała, bo wieczór był chłodny. Była nieduża, jędrna i nieruchawa. Odłożyłam ją w trawę i bezpiecznie przejechałam przez bramę. Do czegoś się w końcu przydały te cholerne latarnie - bez nich bym jej nie zauważyła. Mam nadzieję, że wjazd w bramę nie będzie ulubionym miejscem wieczornych medytacji ropuchy. Szczególnie podczas awarii prądu.
Wysłany przez: , date: 2017-03-29 22:18:01 , post nr: 23
|